poniedziałek, 14 września 2009

Atak paniki

nie układa się ostatnio tak jak myślałam.

Niektórzy chorują i to bardzo, tak więc budzę i zasypiam z myślą o nich
Jakies sprawy papierkowe, urzędowe, które muszę załatwić - wiem, ze namieszałam, popsułam więc teraz mi jest dziwnie i strasznie. Urzędów nie lubię, dostaję w nich regresji do czasów dziecięcych i najchętniej schowałabym się w maminej spódnicy.
Stare uczelniane sprawy, niedopilnowane przeze mnie mogące mieć ogromne i niefajne konsekwencje.


Wiem, że muszę to załatwić (nawet wstałam dziś po to wcześniej), ale siedzę i nie mogę. Wiem, że powinnam wziąć trzy głębokie wdechy i załatwić, mieć za sobą, przeżyć najgorsze. Ale nie mogę, w piersiach zatyka a w głowie myśli tylko krążą i krążą nijak nie mogąc się ułożyć w jakiś plan działania.

Próbowałam już i ćwiczeń oddechowych, mantry, racjonalizacji i przekonywania.
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wyjść i zadziałać.

Umawiam się tu sama ze sobą, że gdy skończę pisać (zaraz po kropce), w kolejności przedstawionej wykonam następne czynności:
1) napiszę maila na uczelnię. Przyznam się do niezrobienia tego co miałam zrobić i zapytam jak to zrobić. To moje tchórzostwo - lepiej byłoby pójść albo zadzwonić. Ale w tej kwestii nie wymagam od siebie za dużo
2) Umyć zęby, twarz, doprowadzić się do ładu i składu
3) Ubrać się
4) Schować naczynia do zmywarki
5) Spakować torebkę
6) Nałożyć buty
7) Dać buzi temu kto śpi (wreszcie coś miłego)
8) wyjść
9) Do ZUS'u
10) Do NFZ....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz