środa, 30 września 2009

W całym domu...

...pachnie chlebem, świdruje w nosie, uruchamia ślinę, już chcę go ukroić albo oderwać piętkę. Zasmakować, poczuć kwaskowatość i mączność na języku.

Ale muszę się powstrzymać, po pierwsze jest za gorący pod drugie nie dla mnie...zabieramy go na wycieczkę i zjemy w pięknych Górach Świętokrzyskich dzieląc się z rodziną....

Teraz się spakuję, wrzucę do torby trampki, spodnie, bluzę i sweter, obok położe sukienkę i pantofelki - będzie ślub, będzie i wesele :D

wtorek, 29 września 2009

eh...

Być kobietą, być kobietą...

chyba, że jesteś dzień czy dwa przed okresem albo właśnie go masz...

Przy całej boskości i magiczności tego czym jest moje ciało w dni takie jak ten mam kapkę dość.
Moje ciało jest ode mnie niezależne, żyje własnym życiem mi przynosząc ból i irytację.

Nie mogę dopiąć spodni, stanika i spódnicy, piersi ponętne a i owszem ale niedotykalskie i bolesne. Jak tylko ktoś ich dotyka, jak materiał po nich się przesuwa, jak zbiegam po schodach i lekko skaczą - tortura.

A w głowie - o i ona w takie dni jest nieposłuszna mojej woli. Generuje myśli, które zwijają i powalają, nie pozwala na odnalezienie radości w żadnej z chwil, podsuwa tylko czarne scenariusze...

Ale już za dzień lub dwa, gdy to minie, gdy cykl zacznie się od początku znowu odzyskam kontrolę nad ciałem, myślami, ubraniami i suwakiem i będę mogła z zadowoleniem, prężąc się jak kotka pomruczeć...


Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle będąc dzieckiem,
być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie...
Być kobietą, być kobietą - oszukiwać, dręczyć, zdradzać
nawet, gdyby komuś miało to przeszkadzać.

Mieć z pół kilo biżuterii, kapelusze takie duże
i od stałych wielbicieli wciąż dostawać listy, róże.
Na bankietach, wernisażach pokazywać się codziennie...
Być kobietą - ta tęsknota się niekiedy budzi we mnie.

Ekscentryczną być kobietą - przyjaciółki niech nie milkną,
czas niech płynie w rytmie walca, dzień niech jedną będzie chwilką.
Jakaś rola w głównym filmie, jakiś romans niebanalny...
Być kobietą w dobrym stylu, Boże, daj mi...

Gdzieś wyjeżdżać niespodzianie, coś porzucać bezpowrotnie,
łamać serca twardym panom, pewną siebie być okropnie...
Może muzą dla poetów, adresatką wielkich wzruszeń?
Być kobietą w każdym calu kiedyś przecież zostać muszę!

Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle będąc dzieckiem,
być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie...
Być kobietą, być kobietą - oszukiwać, dręczyć, zdradzać
nawet, gdyby komuś miało to przeszkadzać.


Ach, kobietą być nareszcie, a najczęściej o tym marzę,
kiedy piorę ci koszule, albo... naleśniki smażę...

Szaga czaga karirarira czaga, szaga kara karira
szaga kara karirarira czaga, szaga kara karana
czaga kara karirarira czaga, szaga kara karira
szaga kara karirajra czaga ah!

Metallica...

śpiewa

Careful what you wish
Careful what you say
Careful what you wish
You may regret it
Careful what you wish
You just might get it



i jest to tak prawdziwe, że aż głowa boli..

Tak jak już kiedyś pisałam, marzyłam o tym by "poniedziałek nie istniał" no i proszę studenckie czasy wróciły do mnie w postaci bezrobocia.
Marzyłam by kiedyś włożyć twarz w śmietanowy tort i też to dostałam w postaci tortu (a właściwie dwa) zrobionego tylko po to aby wsadzić w niego nos. Cóż miałam zrobić wsadziłam, chociaż się wstydziłam i nie żałuję.. Ale reżyserów tego przedstawienia miałam ochotę udusić i zgładzić i gdyby mój wzrok mógł zamrażać albo palić to była taka mała chwila kiedy bym ich zamroziła i spopieliła...
Ale cóż robić - powiedziało się A należy i dodać B - czyli głowa w śmietanę, uśmiech na twarzy i gorący buziak dla sprawcy całego zamieszania...który tak zapatrzył się w moją maseczkę, że dołączył do białotwarzowców :D

O torcie, śmietanie i masie śmiechu który był mogłabym opowiadać bez końca :) ale cóż ważne jest że ktoś kiedyś mnie usłyszał, ktoś kiedyś zapamiętał i użył całego swojego uroku, zapału miłości aby moje marzenie zrealizować...

Wspaniale :)



sobota, 26 września 2009

Dzieje się...

i dziać się będzie. Nie odkrywam niczego nowego...ale przyjmuję do siebie. Przyjmuję to, że życie i nasze losy mają tendencję do spadków i wzlotów, że sinusoida jest drogą jaką obieramy.

Moja sinusoida opada a może pnie się do góry - ale nawet na tej drodze spadku/wzrostu są małe górki i pagórki. Zmienia się w mgnieniu oka świat, zdarzenia atakują i nie pozostawiają nas obojętnymi.

Zaczęłam "pracować", pomagam jako wolontariusz w firmie szkoleniowej, mam zadania, mam cele - brakuje mi jednak biura, siedzenia i pracy z ludźmi. Ale może i to się stanie któregoś dnia.
Byłam tez na rozmowie w dobrej, fajnej firmie - wg mnie wypadłam słabo, zestresowałam się, zdenerwowałam, potraktowałam śmiertelnie poważnie rozmowę a i moi rozmówcy byli śmiertelnie poważni.

Jeśli się nie uda dostać tam do pracy - cóż bywa, wiem za to, że muszę przysiąść i przestudiować moje osiągnięcia i porażki tak aby móc o nich opowiadać. W trakcie rozmowy poproszono mnie o przywołanie dwóch ważnych momentów w mojej karierze i ja je dobrze pamiętam - ale nie potrafię o nich opowiedzieć na rozmowie - tak więc teraz będzie czas na ich przećwiczenie abym mogła.

Wczoraj wieczorem, gdy miękkie światło lampy otulało, koc ogrzewał, herbata rozpalała, rozmowa zabawiała z głośników popłynęła dawno niesłyszana piosenka. Kiedyś w czasach gdy byłam smutniejsza, słabsza, bardziej samotna. Gdy brakowało mi odwagi, gdy nie widziałam możliwości zmian - nie przez brak tych możliwości a przez brak wiary, że mogę w zmianie uczestniczyć, była płyta, która dawała mi nadzieję. Słuchałam jej najpierw dla kojących dźwięków potem dla rytmu aż w końcu śpiewałam teksty razem z wokalistką. Słuchałam jej też dlatego, że wiązało się z nią jedno z ważnych spotkań w moim życiu...

A teraz mając otulenie, bezpieczeństwo i ciepło wracam do tej płyty i do jej tekstów i znowu buduję pewność w sobie - że zmiana jest możliwa.

wtorek, 22 września 2009

Zestaw...

pomocowy w sytuacjach krytycznych:

Podwójny przeciwbólowy (głowa od zamartwiania mnie rozbolała)
1,5l wody wypite od 16:00 do 19:30
Sprzątanie
Układanie
Jak się nie ma w co bić to trzeba uderzyć w siebie i swoje słabości :D co nie...a bałagan to oznaka słabości* - więc sprzątamy :)
Indios bravos śpiewający Tylko tu i teraz, tylko teraz i tu...






* mój luby uważa, że sprzątanie to kwestia wyboru i czasami bałagan jest oznaką wolności :) i ja czasami tej teorii wielce przyklaskuję :D

Od jutra ciąg dalszy...

z powodów rodzinno-zawodowo-finansowych pochłonęłam pół tabliczki gorzkiej czekolady.
Szlag trafił nowe podejście do żywienia, tak więc znowu "Od jutra"......


Czasami mam ochotę porzucać talerzami, walnąć kogoś, nakrzyczeć, uszczypnąć i ugryźć....nie kogoś konkretnego, ale kogoś, coś, cokolwiek...taki "wkurw" (sorry za inwektyw)

poniedziałek, 21 września 2009

Schematy...

są wszędzie nie tylko na wykresach, w zeszytach, projektach. W życiu codziennym i od święta. U mnie takim schematem jest "Od jutra".
Tak więc w czasach studenckich od jutra się uczyłam, mniej piłam, mniej balowałam, więcej ćwiczyłam, bardziej się przykładałam, potem od jutra będę odkłądac rzeczy na miejsce, od jutra wezmę się za układanie w szafkach, od jutra będe rano ćwiczyć, od jutra....

Co ciekawe mało kiedy mówimy: Od jutra będę dłużej spać, od jutra będę więcej jeść, od jutra będę wydawać więcej pieniędzy, będę kłamać, kraść i się obijać...i to wszytko od jutra...

Nie, od jutra zazwyczaj zmieniamy siebie na lepsze :)

Więc ja starym zwyczajem zacznę od jurta (po raz kolejny) zdrowo żyć.
Składam takie postanowienia od lat - przed sobą, koleżankami, mamą, chłopakiem, sobą, babcią, ciocią, koleżanką, ba nawet i kolegą :). Nigdy jednak nie zapisałam tego czarno na białym. Zapisuję więc teraz :)

OD JUTRA...albo nie - DZIŚ OD KOLACJI zaczynam odnowę. Jako podręcznik wybieram :

Francuzki nie tyją


za świadków biorę siebie :) i kogokolwiek (jeśli ktokolwiek) to czyta.

Postaram się relacjonować moje poczynania :)

niedziela, 20 września 2009

Pochwal się wakacjami na naszej-klasie..

kiedyś grono.net, nk.pl czy facebook.com bardzo mi się podobały. Lubiłam odnowić stare znajomości, dowiedzieć się co u znajomych, podyskutować na jakiś temat.

Ostatnio zauważam, że przeważa na nich klimat - Pochwal się wakacjami, zaprezentuj dziecko w kąpieli, powiedz nam jaką dziś rano miałeś kupę (sorry - takie też się niestety zdarzają :( ).

Jest mi słabo, średnio i niesmacznie...

zaglądam i się nie chwalę - Ci co mają widzieć zdjęcia z wakacji zazwyczaj oglądają je w czasie posilania się jedzonkiem z różnych stron świata z winem w ręku.

czwartek, 17 września 2009

Za ścianą...

trwa koncert na:
  • piły
  • wiertarki
  • skrzypiącą deskę
  • ćwiczenia gry na flecie
  • przedszkole pod domem
  • tramwaje
  • krzyki i pokrzykiwania sąsiada zza ściany
  • no i piłę elektryczną...

Nie wiem co się dzieje i skąd dziś taka wrzawa - pogoda byle jaka, szaro i buro...
Mi się zebrało na słuchanie lekcji angielskiego więc koncert nad głową jest wielce rozpraszający.

wtorek, 15 września 2009

Dzień...

uporałam się z Urzędem Pracy. Dostałam zasiłek - chyba zaszaleję :). Zostało już tylko wypisać się z NFZ'u i pozostać na utrzymaniu Państwa.


Dodatkowo w klimacie utrzymał mnie artykuł o bezrobotnych w wrześniowym Twoim Stylu - o ludziach, którzy zarabiali po 6 tysięcy na rękę a dziś z kredytami na 60 metrowe mieszkania bez oszczędności starają sobie dać radę.

Bohaterowie artykułu radzą sobie różnie, raczej nie poddają się, prą i działają. Co ciekawe odkrywają w sobie nowe pasje, otwierają się na nową działalność i w jakiś magiczny sposób rozwijają się dalej. Większość z nich opowiada o tym jak trudno zrezygnować z codziennych przyjemności
  • kawa na mieście
  • markowe kosmetyki
  • co chwila nowe ciuchy (bo nie mam czego na siebie włożyć)
  • kino z popcornem i obowiązkową rundą po sklepach.
  • wyjazdy na weekendy...
do tej pory na wyciągnięcie ręki teraz są luksusem.


I mi było trudno pozbyć się codziennych wydatków, rytuałów, polepszaczy życia. Jednak brak pracy a tym samym gotówki sprawił, że też pozbyłam się pewnych codziennych czy cotygodniowych niepotrzebnych wydatków.

Teraz patrzę na moje wydatki przed stratą pracy i po stracie pracy. Z punktu ekonomi wychodzi mi, że bezrobocie jest baardzo edykacyjne.

Kiedyś wydawałam strasznie dużo, pieniądze przelatywały mi przez palce nie wiadomo kiedy i na co - tu kawa, tu gazetka, tu soczek a tu gumka do włosów, t-shirt, kolejny cień do powiek, szampon, odżywka, przyprawa, duperelka do kuchni. Bałam się kosztownych i jednorazowych wydatków wiec kupowałam dużo i tanich rzeczy. I tak złotówka po złotówce moja pensja malała.

Dziś biorę i odkładam rzecz w sklepie, łapie się na braniu pierdułki i podchodzeniu z nią do kasy aby zaraz z nią wrócić do półki i odłożyć. Złotówki zostają w kieszeniu, wydatki są zaplanowane. I co się okazuje się, że jem to co jadłam (ani gorzej ani lepiej) tyle, że teraz patrzę na cenę i wybieram tańszy pieprz, olej czy ryż. Sprawdzam co i ile w którym sklepie kosztuje. Sprawdzam producenta i co najważniejsze dwa razy zastanawiam się PO CO MI TO? Po konieczne rzeczy, których przerabiam hurtowe ilości jadę do Makro czy Selgrosu i dzięki temu mogę kupić większą i tańszą paczkę mąki, czy zgrzewkę wody (bo taniej).


Dzięki temu dziś zjadłam na mieście a w zeszłym tygodniu spotkałam się ze znajomymi w knajpie. Skromniej, taniej ale równie przyjemnie....

Pisząc tak o tym przypomina mi się książka "Sztuka prostoty" Loreau Dominique. Mamy pieniądze, mamy możliwości, mamy internet gdzie jednym kliknięciem nabywamy ciągle nowe polepszacze życia. Mamy, posiadamy, odkładamy w kąt...
Teraz nie mam pieniędzy, nie mogę ot tak kliknąć i nabyć i wcale nie jest mi gorzej, nie czuję się słabsza czy mniej ważna. Czuję że mam wszystko co mi do życia potrzeba. Słodkie i wypracowane optimum.....*



* na kawę na mieście czasami sobie pozwalam, z aparatem pod ręką, gazetą lub książką w kieszeni daruję sobie odrobinę luksusu :)

Okropieństwa

...korniki (chociaż może i nie korniki, bo tych choler od drewna jest zatrzęsienie) jedzą mój nowy stół - dębowy, od stolarza, na zamówienie, taki jaki sobie wymarzyliśmy. Małe sku....le (inaczej ich nazwać nie potrafię) zostawiają nam na podłodze kupki z drewnianego proszku.

MATKO!!!!! jak mnie to wkurza, złości i osłabia. Nie mam pomysłu jak wziąć się za ten ciężki, ogromny mebel. W internecie i doświadczeni mówią:
- weź strzykawkę i wstrzyknij co tam trzeba
- pomaluj mebel czym tam trzeba, zawiń w folię i zostaw na 2 tygodnie
- wstaw nogi w mebla w miseczki z tym czymś i dolewaj tam przez dwa tygodnie (u nas odpada - wyleczymy tyko nogi).

Skłonna jestem do tego drugiego. W tym cholernym dębie NIE MA DZIUREK!!!!! a puder z dębu jest!!!!!!

Ale to nie wszystko.

Jedzą stół, a my przecież mamy też krzesła, więc może i krzesła jedzą (a może z krzeseł przyszły?!?!?!?). Tak więc należałoby i wojnę przeprowadzić na polu Krzesła...a tam nie zgadniecie - NIE MA DZIUREK!!!!!!!!!!!

Obejrzałam wszystko z latarką, milimetr po milimetrze, boli mnie kark, bolą mnie plecy bo siedziałam pod blatem.


Jak już nakrzyczałam na stół to teraz powiem jeszcze tylko, że wczoraj piekłam chleb. Po raz kolejny, taki co go z zamkniętymi oczami robię i co - i przywarł do foremki, nie wyrósł, wyrwałam go i teraz mam chleb z dziurą. Mogłabym wyrzucić, ale przecież:
- nie wyrzucam chleba
- jest smaczny, ciężki i zbity (po wyrwaniu) ale smaczny

No i niestety nie pierwszy to chleb, który ostatnio mi nie wyszedł. Czas zmienić swoje nastawienie do życia, wpuścić odrobinę luzu i optymizmu, bo wykończę najbliższych, puszczę kuchnie z dymem a stołu nie wyleczę a spalę na ofiarnym stosie :)

No to tyle z rana :D

poniedziałek, 14 września 2009

Atak paniki

nie układa się ostatnio tak jak myślałam.

Niektórzy chorują i to bardzo, tak więc budzę i zasypiam z myślą o nich
Jakies sprawy papierkowe, urzędowe, które muszę załatwić - wiem, ze namieszałam, popsułam więc teraz mi jest dziwnie i strasznie. Urzędów nie lubię, dostaję w nich regresji do czasów dziecięcych i najchętniej schowałabym się w maminej spódnicy.
Stare uczelniane sprawy, niedopilnowane przeze mnie mogące mieć ogromne i niefajne konsekwencje.


Wiem, że muszę to załatwić (nawet wstałam dziś po to wcześniej), ale siedzę i nie mogę. Wiem, że powinnam wziąć trzy głębokie wdechy i załatwić, mieć za sobą, przeżyć najgorsze. Ale nie mogę, w piersiach zatyka a w głowie myśli tylko krążą i krążą nijak nie mogąc się ułożyć w jakiś plan działania.

Próbowałam już i ćwiczeń oddechowych, mantry, racjonalizacji i przekonywania.
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wyjść i zadziałać.

Umawiam się tu sama ze sobą, że gdy skończę pisać (zaraz po kropce), w kolejności przedstawionej wykonam następne czynności:
1) napiszę maila na uczelnię. Przyznam się do niezrobienia tego co miałam zrobić i zapytam jak to zrobić. To moje tchórzostwo - lepiej byłoby pójść albo zadzwonić. Ale w tej kwestii nie wymagam od siebie za dużo
2) Umyć zęby, twarz, doprowadzić się do ładu i składu
3) Ubrać się
4) Schować naczynia do zmywarki
5) Spakować torebkę
6) Nałożyć buty
7) Dać buzi temu kto śpi (wreszcie coś miłego)
8) wyjść
9) Do ZUS'u
10) Do NFZ....

piątek, 11 września 2009

Zawód, kariera, pasja życiowa....

czyli przelanie na papier....

Pisząc dziś kolejny List Motywacyjny przypomniał mi się pewien wierszyk o miłości i zakochaniu. Taki co się go wpisywało w pamiętnikach albo na kartkach do ukochanej/ukochanego?

Jest on nadal aktualny i bardzo adekwatny do poszukiwania pracy....

"...ile to trzeba wierzyć, milczeć, cierpieć, nie pytać, skakać jak osioł do skrzynki pocztowej by dostać nic za wszystko..."

autor nieznany

wtorek, 8 września 2009

Słowa klucze

Tata....


mój tata jest wspaniały :)

Mama się wakacjuje, zbiera grzyby, plotkuje z ciotkami, popija piwko i od czasu do czasu odwiedza ciuchlandy :)

A tata, a tata jest w domu, chodzi i wraca do pracy, prowadzi leniwe i lekko chaotyczne życie słomianego kawalera :)
I dziś byłam u niego na obiedzie. Takim co tylko z tatą i specjalnie dla taty. Smak dzieciństwa niezmienny od lat:

  • Ziemniaki (obrałam)
  • Schabowy w panierce (ja rozbiłam, tata opanierował i usmażył)
  • Mizeria z jogurtem (w całości dzieło taty)

Nic skomplikowanego, ale pyszne...

Pysznie było posiedzieć z nim sam na sam, posłuchać, porozmawiać, popatrzeć się w telewizor, skomentować to co dzieje się na świecie. Po tym popołudniu wiem, że brakuje mi z nim takich momentów. Chwil tylko z nim, śmiesznych, poważnych i takich naszych.

Jak byłam dzieckiem tata był (jest zresztą nadal) rodzicem na równi z mamą. Dzielili się obowiązkami i mną po równi. Dlatego też moja głowa i serce pełne są wspomnień z wakacji tylko z nim, bez mamy. Tygodnie nad morze, w górach, na wsi. Zupełnie inne niż te spędzone z mamą, czy z nimi obojgiem.

Gdzieś przeczytałam, że to ojcowie wprowadzają dzieci w świat, pokazują to co się dzieje poza bezpiecznymi ścianami, zachęcają do eksperymentowania, sprawdzania granic swoich możliwości.
Tak właśnie czułam się z moim tatą, który wprowadził mnie do wielkiego świata - zabrał na lody do Hotelu Europejskiego, nauczył jeździć na rowerze a wakacje - jak w morzu to wysoka fala, jak w górach to w największy śnieg.

Uczył mnie (i uczy) pokonywać własny strach, słabości, zmagać się z tym co nieuniknione. Ale nie był to przymus czy wyzwanie, czując się przy nim bezpiecznie, ciągle uśmiechnięta, rozchichotana i rozgadana bawiąc się podbijałam świat.


Oj śmieszny i kochany ten mój tata, najfajniejszy jakiego można mieć*.

  • Wiązał mi kucyki.
  • Prowadził mnie na głęboką wodę w morzu - aż do czerwonej boi a ja niepotrafiąca jeszcze pływać trzymałam się jego ręki i machałam nóżkami.
  • Chadzał po bieszczadzkim szlaku a to z blondynką a to z brunetką w czasach szumnej i durnej młodości.
  • Popija drinki z moją mamą do późnej nocy na plaży w Łebie.
  • Jechał po mnie i moje koleżanki na drugi koniec Warszawy, na drugi koniec Polski aby odebrać nas z imprezy czy wakacji.
  • Zabiera mamę w świat.
  • Rozpala grilla z B.
  • Rozśmiesza babcię...

i ma serce na dłoni.

* co potwierdza moi znajomi, którzy przez tyle lat przewinęli się przez nasz dom i ciągle o nim mówią nasz Tata N.....

poniedziałek, 7 września 2009

Jak dobrze wstać skoro świt...

jasne...świt mój wewnętrzny przywitał mnie po 3 nad ranem i pożegnał koło 6 rano (świtało)...a teraz ciężka głowa, ciężkie oczy a wstać trzeba.

Śniadanie w łóżku, lista spraw do załatwienia i zrobienia w głowie i wysiłek by się podnieść, postawić jedna i drugą nogę na podłodze, skierować się do łazienki - myk pod prysznic, hyc w ubranko i na spacer (po pędzel do malowania kaloryferów, ekierkę, krzywiki, blok do rysowania) a potem obiadek, pisanie, czytanie (brrrrrr)..

i może zabiorę ze sobą aparat na spacer...

niech mnie ktoś odczaruje z niemocy!!!!!!!

niedziela, 6 września 2009

Powinności

Moje przyjaciółki i koleżanki równolatki właśnie zakładają rodziny - biorą śluby, wyprawiają wesela, zachodzą w ciążę i rodzą dzieci. Mało tego, cześć z nich już ma tak od dawna a niektóre szumnie nazwane równolatkami są młodsze...

A ja...mieszkam z Moją Miłością, myśl o dziecku (nie pragnienie a myśl) oddala się coraz bardziej wraz z nieposiadaniem pracy, o ślubie i weselu nawet nam się myśleć nie chce (chociaż jak ostatnio przerabiam moja kolekcję komedii romantycznych, to przy każdym ślubie i narodzinach mam łzy w oczach i tęskno spoglądam na drzwi i telefon).

Czy to źle, czy to dobrze, czy powinnam się zastanawiać, a może nawet martwić o to jak toczy się moje życie i jakie decyzję podejmuje?!?!?!?

Na razie jedyne co mnie martwi to to, że tematy rodzinno-remontowo-dzieciate zaczynają dominować w naszych rozmowach, a ja w ochach i achach powili zaczynam być nieautentyczna.

Status opierdalactwa:
List - się pisze, dziś się napisze
PMbok się czyta i jutro czytać się będzie dalej

Nie powinno się...

łączyć węglowodanów z białkami, a może tłuszczami (w końcu to TŁUSZCZ)..a może to tłuszczy z białkami...???

Who cares?

Jajko, ser pleśniak, młoda cebulka i chleb awaryjny z masełkiem..popite sokiem pomarańczowym.

Śniadanie na lunch.



no i zachciało mi się kawy....

Wieje...

tańczą i szumią drzewa, przez uchylone okno wpada chłodne powietrze.

Wrześniowa rześkość miesza się z zapachem domu, ożywia i sprawia, że jest przytulano ale nie mdło....



Z innej beczki....

pisze list motywacyjny, męczę go i nie mogę zmęczyć. Pracowałam kiedyś jako HR'owiec brałam udział w rekrutacjach, czytałam CV, przeglądałam listy i niezmiennie zastanawiam się po co je pisać? Po co się przekopywać swoje doświadczenie, łuskać w sobie tą namiętność do pracy - która nawet nie wiadomo czy będzie pracą marzeń. Łuskam i zaglądam w siebie, staram się zamienić moje pragnienie zmiany w coś co zmotywuje ludzi aby chcieli mnie zatrudnić..

Stanowisko - marzenie
Firma - zagadka
Obowiązki - niespodzianka
Ja - mam wiedzę, chęci, trochę doświadczenie i wewnętrzne przekonanie, że podołam i jeszcze się spodobam...tylko jak przelać to na papier?!?!?!?!?!?!


Motyw przewodni do pisania (chociaż nastrój wprowadza raczej kawiarniany) Astrud Gilberto ~ The Girl From Ipanema

sobota, 5 września 2009

Brunetki, blondynki...

....nie zaśpiewam jak Kiepura, bo nie jestem mężczyzną, który je wszystkie całować chce ;)

Ale brunetki, blondynki, rude i siwe to kobiety wokół mnie - inspirujące i irytujące (często dotyczą jednej i tej samej kobiety - a co ;)), prawdziwe z krwi i kości.

Delikatne i twarde, tylko i aż takie jak trzeba. Przebywam z nimi i gadam i czerpię garściami.
Dziś spędziłam popołudnie z blondynką jedną z najwspanialszych jakie znam. Jak za dawnych czasów siedziałyśmy, planowałyśmy i wymyślałyśmy. M&M w najlepszym wydaniu. To wspaniałe jest siedzieć w towarzystwie drugiego człowieka - śmiać się, wygłupiać, planować, działać, milczeć, zamknąć się na chwile we własnym świecie. To ciekawe, że istnieją pewne związki, które pomimo upływu czasu, pomimo czasowego niewidzenia, osłabienia wracają na stare tory i jakby nigdy nic nadal są mocne i szczere.


A teraz Amália Rodrigues wyśpiewuje swoją smutną pieśń, tęskni i czeka...do snu będę słuchać śpiewu dwóch panów Joao Gilberto razem z Caetano Veloso.

piątek, 4 września 2009

Gdy jestem sama...

nie czytam pewnych książek, nie oglądam pewnych filmów, unikam tych obrazów i wyrazów, które niosą smutek, zło i przemoc. Nie potrafię poradzić sobie z nimi...

Wcześniej potrafiłam, ale odkąd mam Ciebie i wiem, że mogę się schować przy Tobie przed tych co przynosi smutek, sama z nim nie chcę sobie radzić...

Dlatego filmy wyzwania, straszne książki, dramatyczne reportaże poczekają aż będziesz obok. A do tego czasu odświeżam moją listę komedii romantycznych.....

W wino zaplątani....

i nie zakochani...

Popijamy, pogadamy, poplotkujemy, powspominamy, poopowiadamy, popytamy...
Tak w piątkowy wieczór, gdy za nami nagonka tygodnia (za niektórymi bezczyn tygodnia), można usiąść i się zapomnieć na chwilę albo dwie. Włączyć tryb powolny i czerpać garściami z upływających chwil (które na złość pędzą, gdy w pracy się wloką).

***

Pytanie z boku, takie, które tkwi z tyłu głowy i nie pozwala do końca zapomnieć.

Co Ty robisz, gdzie Ty dążysz, czego pragniesz, kim chcesz być...nie wiem, po 9 latach studiów, 6 letnim doświadczeniu zawodowym, 2 miesięcznym bezrobociu - nie wiem. Nie wiem czego chce, czego pragnę i do czego dążę - jak i gdzie mogę zrealizować swoje ambicje (bo jakieś tam mam i nie jest to powód do radości a raczej do gorzkiego śmiechu).

Czy przekreślić moje dotychczasowe doświadczenie, zmienić zawód, zacząć od początku. Cofnąć się w hierarchii i zarobkach o te 6 lat? Czy brnąć w to dalej...

Boje się, że zabraknie mi jaj i pewności siebie i jakimś ślepym, nieprzemyślanym trafem wrócę w miejsce w którym byłam, z którego uciekłam (co skończyło się bezrobociem). Boję się, że znowu minie 6 lat i się ocknę - jako matka, żona i niespełniona zawodowo (a tym samym po części życiowo) kobieta.
I tą nijakość pracy przekażę mojemu dziecku, a ono pójdzie moją niezdecydowaną prostą ale trudną drogą, że wybierze materializm (tak jak i ja wybierałam nim dowiedziałam się, czego nie chcę robić) a nie pasję. Liczę, że jeszcze Moja Miłość, ojciec moich dzieci żyjący pasją, nauką, wiedzą, rozwojem, poświęcający się dla celu (mądrze i przemyślanie a nie głupio i z próżnością) nauczy nasze dzieci czym jest praca, pasja, wiedza i mądrość...

Tymczasem trzymam za siebie kciuki i patrzę w siebie poszukując przyszłości - widzę majaczące jak fatamorgana możliwości, umiejętności i chęci i modlę się aby nie zabrakło mi odwagi by się im poświęcić....

czwartek, 3 września 2009

Słowa klucze

Kochać....

kochanie dnia codziennego to walka z powszedniością, z obowiązkami i zachciankami...a jednak to kochanie i za nim kryjąca się MIŁOŚĆ i nic tego nie zastąpi :)

A dziś gdy moja Miłość jest daleko i będzie tak daleko przed kilka dni...już tęsknie, tęsknie odkąd powiedziałam "baw się dobrze" i pomimo tego, że łapię te chwile samotności, spokoju, ciszy to już chce dzwonić, pytać "jak się bawi, co słychać i co porabiasz...."

eh.... :)