środa, 28 grudnia 2011

Święta

Lubię Święta, lubię moment łamania się opłatkiem, gdy wtulam się w ramiona najbliższych z najbliższych. Lubię ten moment, gdy życząc Im tego co najlepsze załamuje mi się głos i po ciele rozlewa się miłość.
Lubiłam ten moment po Wigilii gdy z rodzicami ubrani w piżamy i szlafroki siadaliśmy przed TV i z ogromnej misy wyjadaliśmy mandarynki i orzechy, gdy następnego dnia rano, przed kolejną wizytą dłuuugie śniadanie przeciągało się aż do pospiesznego i nerwowego wychodzenia.
Wieczory i poranki u Rodziców to już przeszłość, teraz budujemy własną tradycję.
Budujemy, albo ja buduję. Czasami mam wrażenie, że trochę opornie. Moje święta są kameralne a jednocześnie pełne ludzi.

Chyba trochę brakuje mi rodzinnego domu, jego starannych przygotować, wspólnej pracy nad budowaniem atmosfery, ozdób rozstawianych przez mamę, porządków robionych starannie i dokładnie. Brakuje mi wspólnej pracy.
Czasami czuję, że atmosfera jest po mojej stornie, zaangażowanie w by było Świątecznie a nie Codziennie jest moje. Chciałabym aby było bardziej Nasze...

Razem musimy zbudować coś nowego, nie wiem tylko jakie będzie to nowe.

Lubię święta, chciałabym mieć jednak na nie więcej czasu. W tym roku drastycznie ograniczyłam liczbę przedświątecznych. Drastycznie, czyli do zera. Ograniczałam gotowanie, sprzątanie, chodzenie po prezenty. W domu na kanapie, na spacerze z psem, z książką w autobusie starałam się odnaleźć w sobie świąteczną atmosferę...ciutkę się udało, sporo się popsuło w samą Wigilię, teraz, jak już wszystko minęło sama nie wiem co sądzić.

Obolała i objedzona staram się zbudować racjonalny plan na 2012. Czuję, że przegięłam z jedzeniem, czuję, że zabrakło mi siedzenia przed TV z rodzicami.

wtorek, 20 grudnia 2011

wdech...wydech...wdech...wydech...

Liczę sobie do 10, potem do 100...do tysiąca nie doliczę zamiast uspokojenia przyjdzie wku*w (dziś nie boję się tego słowa).

W 30 minut świat podciął mi skrzydła, w 30 minut moje nadzieje lecą w dół. Brzmi patetycznie i poważnie...ale nie jest. Chodzi tylko o pracę. A za myślą o pracy przychodzi myślenie o moim życiu. I tak naprawdę to dokonałam wielkiego odkrycia, moje życie składa się z nadrabiania, nadganiania, poganiania i dokończania. Jestem paskudnym roztrzepanym i niesystematycznym typem, który na własne życzenie pakuje się w kłopoty i zaległości!!!!

I to jest to czego najbardziej w sobie nie lubię. I kropka!

Znalezione u znajomych na fb


...5 'rzeczy',których ludzie żałują w chwili śmierci/spisanych na podstawie wyznań osób umierających w hospicjum/...;

1.żałuję,że nie miałem śmiałości prowadzenia takiego życia jakie uważałem za słuszne,a prowadziłem takie ,jakie oczekiwali ode mnie inni..
2.żałuję,że tak dużo pracowałem..
3.żałuję,że nie miałem śmiałości,by wyrazić swoje uczucia..
4.żałuję,że nie utrzymywałem relacji z przyjaciółmi..
5.żałuję,że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwym..
I jak się przyglądam tym 5 punktom to kuleje moje życie w 1, ale nie ze względu na oczekiwania innych, ale na moje niezdecydowanie i lenistwo a tym samym w 2. Ja uważam natomiast, że zbyt mało pracuję - nie w sensie czasu a w sensie zaangażowania. Szukam u siebie pokładów motywacji by zaangażować się w pracę - tą zawodową i tą, która opatrzność pod postacią Stf mi zsyła.

konfucjusz

"Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry."

Czasami o tym zapominam i boję się wyjść poza moje podwórko...

Zimno

Zamarzam od środka, zimno mnie rozsadza, sprawia ból. W ogóle ból to jest słowo, które towarzyszy mi od kilku dni. Nie mówię o bólu duchowy, a o tym czysto fizycznym, czuję, że moje ciało niedomaga, zapada się w sobie. Boli, bardzo boli.

Zastanawiam się skąd ten ból i kiedy minie, czy minie sam, czy powinnam gnać do lekarza. Jak ja nie lubię gnać do lekarza, nie lubię i przejawiam świadomy opór...źle!

piątek, 16 grudnia 2011

Kuchnia....

jest coś magicznie relaksującego w szorowaniu kuchennych szafek, wycieraniu słoiczków i odstawianiu rzeczy na swoje miejsce...
Lepsze od tego jest chyba układanie w szafkach ubrań i książek na półkach...

niech już będzie posprzątane, świecidełka pozapalane, duperelki porozstawiane...

wtorek, 6 grudnia 2011

6 lat

minęło 6 lat odkąd roześmiane oczy i trafne argumenty wywołały motylki w brzuchy...całe 6 lat. Momentami bardzo, bardzo trudnych, takich z ciskaniem naczyniami po domu, z nocnym płaczem, krzykiem i mówieniem koniec. Masa rozmów, trudnych rozmów, docierania się (czasami bolesnego), uczenia się siebie i od siebie. Momentów śmiechów takich do łez, wspólnego milczenia, tulenia, oglądania filmów, uczenia się siebie, porozumienia ponad drobiazgami, ciepła...6 lat.

6 lat! WOW!!!

Nadal te uśmiechnięte oczy i ciepło i inteligencja i niezawodność w sprawach najważniejszych sprawia, że JESTEM sobą i daje całą siebie.


Temat z boku ;)
pomalowane paznokcie mają wpływ na poczucie własnej wartości, jestem lepszą kobietą kiedy mam pomalowane paznokcie :D

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Promyk :D

Zaświeciło słoneczko....niespodziewanie się uśmiechnęło.
Uśmiechnęło się i w trudnym temacie $$$ i jeśli chodzi o turbulencje.

Bo najważniejsze to rozmawiać :D

sobota, 3 grudnia 2011

wdech..wydech...

Ok, łzy w oczach, znowu...znowu...
Dobry Boże, proszę o siłę, mocno, mocno proszę o siłę i o energię i o dobry humor i jeszcze o siłę raz.

Proszę o promyczek szczęścia taki chociaż malutki aby uśmiechnąć Jego dzień ... proszę, proszę, proszę.

Ostatnio potrzeba nam trochę szczęścia i promyczka nadziej, że jeśli nie jutro to za pół roku będzie lepiej...

Turbulencji ciąg dalszy...

piątek, 2 grudnia 2011

$$$

OK, lubię mieć pieniądze, lubię czuć się bezpiecznie, że mogę sobie pozwolić na to na co mam ochotę.

Czy mam duże potrzeby? To zależy jak się na to popatrzeć, ale chyba tak, szczególnie jak się popatrzy na mój obecny budżet.
Wkurza mnie, a właściwie W*&%#$A mnie to że po zapłaceniu rachunków do końca miesiąca zostaje mi 900 zł a jest 2.12 do &*$&!@#(!@#$!!!!! i że z tych 900 zł wiem, że wydam 400 na wydatki stałe, czyli zostaje mi 500. No rzesz do K@#%@Y!!!

A jeszcze prezenty...

Wkurza mnie to! Nigdy wcześniej nie musiałam liczyć i myśleć o pieniądzach. Nigdy mi ich nie brakowało, zawsze miałam i zawsze mogłam sobie pozwolić na super, ekstra prezenty dla najbliższych. W tym roku karkołomnym wydaje się wydanie po 50 zł (chociaż wiem, ze dla niektorych to dużo, to ja przywykłam móc wydać więcej) na każdego bliskiego z rodziny. Prezenty dla znajomych?


Jest źle i mnie to wkurza. Wk*@#&w na szczęście jest emocją motywującą i dającą do myślenia.
Zebrałam więc się w sobie i proaktywnie poszukałam pieniędzy...powiedzmy, ze w przeciągu ostatnich 15 minut szanse zwiększenie dochodów wzrosły :D

środa, 30 listopada 2011

Co z planów wyszło

Pamiętam (a może raczej nie pamiętam) była wiosna, albo lato a może to była wczesna jesień i początek roku szkolnego. Wiem natomiast, ze siedziałyśmy tam we cztery albo trzy. Miałyśmy pewnie z 13 lat, a może byłyśmy młodsze/starsze. Siedziałyśmy na ławce z widokiem na kanałek. Rozmawiałyśmy o tym kim będziemy "jak dorośniemy". Z przykrością stwierdzam, że nie pamiętam co mówiły i jak wyobrażały sobie przyszłość Dziewczyny. Nie wiem gdzie chciały być, co robić, kim zostać. Pamiętam, że tamatem był dom i rodzina i pamiętam co mówiłam.

Pierwszy temat sypialnia - wiedziałam, że będzie jasna, w drewnie i że będzie miała ogromne łóżko i że będzie wielkie okno, które zaleje przestrzeń światłem. Okno jest, łóżko jest, światło jest...tyle, że pokój malutki ale cały Nasz.

Drugi temat - w wieku 30lat będę miała dziecko na 100%. Nie wiem skąd przyszła mi na myśl ta 30tka w wieku nastu lat, ale myśl ta została ze mną do dziś i teraz jest powodem mojego smutku i nierzadkich łez. 30tka za mną, a wizja posiadania dziecka odsuwa się znowu w czasie.

Temat trzeci - ogólny. Pamiętam jeszcze moje wahanie aby mówić o przyszłości, aby budować zamki na piasku...pamiętam myśl, która tak jak ta o 30tce, ciągle siedzi mi w głowie...Nie ważne jakbym zaplanowała, to i tak życie mnie zaskoczy. Nie chodziło o to, że przyjemnie czy nieprzyjemnie, chodziło o to, że nie potrafię go przewidzieć...

I tak chyba jest, że się zaskoczyłam. Mam tyle lat ile mam, znajduję pierwsze siwe włosy i czuję, że nie należą one do mnie. Że nie jestem jeszcze gotowa na taką oznakę starzenia się, czuję, że nie przystoi mi ten kolor, że to za wcześnie. Siwy włos powinien być oznaką stabilizacji, dobrobytu, pewności i macierzyństwa...a mi do tego zestawu jeszcze daleko.
Tak więc wyrywam te siwe włosy, wklepuję kremy i walczę by moje ciało zechciało zaczekać aż do niego dorosnę.

Tylko czasami boli, że ta 30tka stała się niemożliwa do zrealizowania...
Z słuchawek podłączonych do pracowego komputera sączą się piosenki. Playlista na youtube wybrała Czarny blues o czwartej nad ranem SDM'u.

Słuchanie SDM sprawia mi radość tylko pośrodku gór albo nad jeziorami, gdy płonie ognisko a czas nie ma końca.

Przy biurku w pracy jednak wyraźnie słyszę te teksty i jest mi smutno i źle. Chciałabym być już w domu i przeżywać nasze turbulencje, wspierać się i śmiać, leczyć przeziębienie pod kocem, tulić i wtulać się w siebie.

Marzę by zamknąć oczy i słuchać odgłosów domu. Może usłyszeć dawno niesłyszanego sąsiada zza ściany....

poniedziałek, 21 listopada 2011

Dlaczego w domu musi być dużo półek.

Bo kocham książki dla dzieci i te o gotowaniu. I podróżnicze i reportaże. I jeszcze fantastykę i kryminały. I babską lekturę do poduszki i mądre romanse wyciskające łzy. Biografie, pamiętniki i autobiografie. I książki o starej Warszawie i o tym co minęło.

I albumy o sztuce, fotografii i geografii oraz własne albumy wypełnione zdjęciami.
I podręczniki do psychologii, antropologii i socjologii.

I jak sroka zbieram, czytam, oglądam i się zachwycam.

I jak na razie mam za mało ścian..

czwartek, 17 listopada 2011

Siostra O

O jest i będzie. O adoptowała mnie a ja ją. Mogę jej powiedzieć wszystko, bo O potrafi słuchać i patrzeć na świat oczami drugiego człowieka. Dziś z O poważna rozmowa, jej łzy i moje łzy w odpowiedzi na jej historię. Tak mi smutno razem z nią. Czułam się jak siostra albo jak mama...smutne a jakże podnoszące na duszy i dodające skrzydeł uczucie - mam Siostrę!

wtorek, 15 listopada 2011

Turbulencje...

trochę strachu, trochę mdłości, sporo modlitw...ale miną, jak to turbulencje. Możliwe, że wylądujemy twardo, może bez podwozia, ale wylądujemy. Bagaże się znajdą albo pogubią...nie wiem. Wiem, że przeżyjemy trzymając się za rękę i wiedząc, że będzie dobrze...a potem, potem zaczniemy planować znowu.

Życie!

niedziela, 6 listopada 2011

Przedpołudnie

Przedpołudnie z Mamą, najwspanialszą z Mam. Sklepy, kawa i moje łzy, łzy które chyba chciałam dawno uronić w jej towarzystwie, łzy których chyba Jej też brakowało. Taka kochana, mądra, piękna- moja Mama, najwspanialsza z Mam.
Jest silna, delikatna, dyplomata, negocjator, stylista i dekorator wnętrz. Moja Mama!
Jest w niej coś kategorycznego, coś co sprawia, że trzeba się jej słuchać. Ta postawa sprawia jednak, że czuję się bezpiecznie, bo Mama wie. Bo pomimo moich 30 lat, moja Mama (i Tata i On) to gwarancja mojego bezpieczeństwa. Bo wiem, że w Jej (i Ich) ramionach wszystko może odzyskać odpowiednie proporcje. Bo Oni mają moc!
Potrzebowałam czasu tylko dla Nas, tak jak potrzebuję tylko mojego czasu z Tatą. Dziś tak spokojnie i tak swobodnie, że słowa w miejscu publicznym popłynęły, a za nimi moje łzy. A za łzami jakieś ukojenie, bo jak do Niej mówię (tak zresztą jest od zawsze), jak Jej powiem, jak wyrzucę z siebie emocje, obawy, myśli, wątpliwości to w głowie mi się układa.
Wiele lat temu moi Rodzice przeżyli ponad rok mojego płaczu, byli przy mnie, wspierali słuchali. Patrzyli jak się zmieniam, jak wykluwam, jak zrywam jedne znajomości i rozpoczynam kolejne. Szczególnie Mama ze swoją mądrością i umiejętnością słuchania, jak najlepszy psycholog.
Nie zawsze bywa nam łatwo, czasami się ścieramy...ale Ona zawsze w końcu mówi, że możemy mieć inne zdanie i że chodzi o to by te zdanie powiedzieć. A że czasami boli (mnie i Ją), cóż czasami musi..

środa, 2 listopada 2011

K***A!!!!!!!

ilość emocji jest do nieogarnięcia. Niepokój i zdenerwowanie. Podcięte skrzydła i smutek....bo nie wiem czego mam się spodziewać. Wierzę i ufam, możne bardziej zawierzam całą siebie, oddaje...a dziś się boje, nie o siebie ale o Jego szczęście.
I może ten swój strach wyrażam w sposób nieodpowiedni, emocje wylewam na głowę tego kogo chciałabym pocieszyć.
K***A!!!!!!!

Wczoraj spadły wszystkie liście...

Wieczorem na spacerze na chodnikach i na alejkach dywan z liści - żółtych, zielonkowatych, czerwonych...wczoraj spadła ich większość. Jeszcze w piątek za oknami złoto i brązowo, dziś tylko brązowe gałęzie drzew i zimno i mglisto.

Dobrze, jest listopad, dobrze moje myśli są niespokojne, dobrze bo to jak jest za oknem odpowiada temu co kołacze się mi po głowie. Potrzebuję tego miesiąca, gdy zimno, plucha, szaro i brunatno. Potrzebuję by pomyśleć i poukładać sobie w głowie. Do nadrobienia mam kurs dorosłości i odpowiedzialności, spoglądając wstecz widzę że nie uzbierałam przez lata pracy wystarczającego kapitału - i materialnego i intelektualnego. Zgubiłam się gdzieś w pewności siebie i optymistycznym patrzeniu na świat.

Dobrze jednak, że przyszedł ten moment - mogę nadrobić (po raz 2 w przeciągu dwóch lat).

Grzeję się w cieple moich bliskich, dodajemy sobie otuchy, walczymy o siebie. A ja czytam w internecie smutne i pełne nadziei historie...potrzebuję myśleć i potrzebuję czuć.

Listopad - czas porządków.

czwartek, 27 października 2011

Rok

Za chwile minie rok odkąd A postanowił pożegnać się z życiem. Minie rok rozmów prowadzonych w głowie, analiz zachowania, rok poszukiwań w internecie informacji o jego życiu sprzed decyzji.
Zakładam że nigdy nie dowiem się czym kierował się A, zapewne nie dowiem się co go do tego przywiodło, jak się czuł. Wyobraźnia nie ogarnia co musi czuć, w jakim stanie się znajdować człowiek, który nie chce, nie może, nie potrafi już żyć. Ogrom bólu, poczucie niepewności, straty, bezradności...ogrom nie do ogarnięcia.

Mija także rok odkąd zastanawiam się co mogłam zrobić. Czy mój kolejny telefon coś by zmienił? Do około ludzie mówią mi, że nie, że jeśli ktoś podejmuje taką decyzje to już wie. Inni tak mówią, ale ja nie jestem pewna. Te ostatnie rozmowy z nim były tak dziwne. Bliskie i strasznie dalekie. Nie poznałam człowieka po drugiej stronie słuchawki, w jego głosie było coś takiego, że się przestraszyłam i nie mogłam cieszyć, że odzywa się po tylu latach. A przecież tak bym się cieszyła gdybym usłyszała dawnego A.

Dwie ostatnie rozmowy z A od wcześniejszej dzieli 5 a może 6 lat. W tym czasie dużo o nim myślałam, był ważny, kiedyś najważniejszy, kiedyś moja bratnia dusza, człowiek, który kończył zdanie, które ja zaczynałam i na wzajem. Mogłam się z nim kłócić i śmiać, palić trawę i patrzeć w niebo. Między nami nic nie było, poza tą nitką porozumienia, która zdarza się raz na 100.

Wypatrywałam go w autobusach, tramwajach, wśród ludzi przechodzących obok, nigdy nie znalazłam. Dziwne, że szukałam a nigdy nie podniosłam słuchawki by do niego zadzwonić, nigdy.
Nie do końca pamiętam jak to się skończyło, w głowie kręci mi się wspomnienie, że jego telefon odebrała jego siostra i powiedziała, że A nie ma już telefonu. Poprosiłam by oddzwonił (a może nie poprosiłam) - więcej kontaktu nie było.

Co się działo z A?!?!! Ja zmieniałam swoje życie, a on?

Tak mi smutno i przykro, że nie zwoniłam, że zwlekałam i że wcześniej niż ja do Ciebie zadzwonił Twój Tata. Tak mi głupio, że powiedziałam "?Zadzwonię jak wrócę, umówimy się, a może pójdziemy na Festiwal Warszawski". Przepraszam.

Liczę, że tam gdzie jesteś masz spokój i ukojenie, że nie czujesz bólu, który musiałeś przecież czuć tu na dole.
Ksiądz mówił, niektórzy są zbyt delikatni....

A, przepraszam raz jeszcze.

poniedziałek, 24 października 2011

Poniedziałek

Otulam się dźwiękami i słowami Sound of Silence. Tulą i nieźle pasują do regularnego stukania klawiatury.

O 6:45 w Warszawie są już korki. Naiwnie myślałam, że wybierając taksówkę będę w pracy szybciej. Naiwnie, bo byłam tak samo jakbym jechała tramwajem a poza tym jestem 30 złoty uboższa....Ehhh

W pracy od 7:30, w pociągu pewnie od 17tej, w domu w środę. Zawieszona jestem pomiędzy smutkiem a radością. Nie chce mi się jechać, spać w obcym łóżku i wlec się przez pół Polski. Wiem, że będę tęsknić. Już tęsknie. Szkoda mi tych popołudniowych godzin spędzonych razem.
A z drugiej strony. Wiem, że w hotelu będzie niezłe łóżko, przyjemne wnętrze, że po dniu pracy usiądę i zrobię sobie paznokcie, nałożę maseczkę. Po drodze do hotelu kupię smakołyki i zrobię sobie mój malutki piknik. Będę jednym okiem patrzeć w TV, drugim w internet, pogadam przez Skypa, popatrzę się w książkę i tak minie mi popołudnie i wieczór. Zasnę zapewne na jakimś filmie w okolicach 22 by przebudzić się koło północy. Zadzwonię wtedy do Domu. Pogadam, pozwolę się utulać do snu. Potem przewracając się wyślę jeszcze z 2 czy 3 tęskne sms'y i zasnę koło 2.
A potem już z górki, pobudka o 6, w pracy o 8 i jak się uda to będę w pociągu o 16:00 a w domu przed 20.

Oby były miejsca w pociągu...bo nie mam jeszcze biletu :(

piątek, 21 października 2011

O dobrych i złych.

W przeciągu godziny dwa stany emocjonalne. Od bujania w chmurach i przepełniającego serce ciepłem uniesienia do łez smutku i beznadziejnej bezradności.

Może zacznę od tego drugiego - dostaję newslettery z kilku organizacji pozarządowych, w tym od tych opiekujących się zwierzętami. Przeglądam je i poza budującymi i dającymi radość - "Znalazły dom". Znajdują się alerty - "Interwencja" "Znaleziono" "Potrzebna pomoc".
Czytam, oglądam zdjęcia i mam łzy w oczach i moja głowa nie pojmuje. Co? Pytam się co siedzi w człowieku, że tak traktuje inne istoty? Że traktuje tak drugiego dorosłego człowieka, to jeszcze gdzieś pojmę. Co na litość sprawia, że człowiek przypala ogonki, tłucze, głodzi, wprowadza na tory, przetrzymuje, przywiązuje do drzewa...wyliczać można jeszcze długo! Co? Bo powiedzenie, że zezwierzęcenie to jednak jest obraza dla naszych braci mniejszych. Jestem bezsilna, bo chociaż mój 1% i datki wspomagają, pomimo, że w domu mam "futro" uratowane ze schroniska...to jednak mało, kropla a może nawet kropelka. Mam takie czasami okropne wrażenie, że cała moc ludzi o dobrych sercach nie poradzi na zło...niestety :(

Nie lubię tego w człowieku, nie lubię agresji i bezcelowej przemocy. Boję się jej i nie ogarniam, nie wiem jak sobie z nią radzić. Przeraża mnie jej bezcelowość, bezmyślność i rozrywkowy charakter. I chociaż intelektem ogarniam tą część ludzkiej natury, chociaż studiowałam i w trakcie studiów analizowałam skąd się biorą takie zachowania, z czego wynikają itd, to jednak nie ogarniam. A może nie chcę ogarnąć, nie wiem. Zwierzęta chyba tak nie mają i tego zazdroszczę zwierzętom.

A uniesienia i bujanie w chmurach. Patrzę na moich przyjaciół. Przeglądam stare maile, sms'y, prowadzę rozmowy. I się cieszę i uśmiecha się do mnie świat. Bo ludzie o dobrych sercach i łagodni są i są wokół mnie. Cieszą mnie dzisiejsze uśmiechy. Rozmowa z szefem, dające nadzieje słowa. Energia....

Szkoda, że kolejność wydarzeń dzisiejszego dnia nie była taka jak w tym poście. Najpierw gorzkie a potem słodkie.

środa, 12 października 2011

Plany

W głowie, na serwetkach i na rogach kartek rozrysowuje " mój kiedyś dom". Kiedyś duża kuchnia, przechodząca w pokój dzienny, łączący się powoli z korytarzem a dalej pokoje i sypialnie i kąty dla każdego.

A w sypialni duuuże łóżka i duuuże okno i jasno byśmy się wszyscy pomieścili w chłodne jesienne poranki :)
A w pokoju dziennym duuuża kanapa i puchaty dywan abyśmy mogli przechodzić/przetaczać z jednego na drugie i z powrotem.
A w kuchni ogromny stół niczym nie przykryty i przy nim za duża ilość krzeseł abyśmy się wszyscy na pewno przy stole zmieścili.
I pokoje bliskie by skradać się do siebie w środku nocy i na tyle dalekie abyśmy mieli te minuty i godziny tyle dla siebie.
I korytarz pełen półek a na tych półkach książki, albumy i ramki pełne zdjęć...

Tak sobie rysuję, a często ofiarami moich planów padają domu w których wywam, które adoptuję, zmieniam, stawiam i wyburzam ścianki i zamieniam w "mój kiedyś" dom.

wtorek, 13 września 2011

Praca

Lubię moją pracę, lubię mój zawód, cenię wysoko to co robię, tylko dlaczego ostatnio nie mam siły. Dlaczego myśl o dniu na nogach z 4 do 12 osób, całodziennym mówieniu, słuchaniu i odpowiadaniu na pytania napawa mnie przerażeniem. Co się stało, skąd to zniechęcenie.

Gdzie się podziało to gilgoczące podniecenie, nerwówka i oczekiwanie na niewiadomą? Gdzie to "flow", które tak lubię.

Po głowie chodzi mi kilka pomysłów, natomiast wszystkie zrzucają winę na jakieś zewnątrz, a ja czuję gdzieś podskórnie, że by przestały demotywować mnie powody zewnętrzne, muszę się popatrzyć w siebie.

Tymczasem idę ogarnąć dom i siebie przed jutrzejszym wyjazdem.

piątek, 2 września 2011

Zagadka

Kiedy zrobił się 2 wrzesień 2011?

Nie pamiętam lipca i czerwca, maj gdyby nie majówka też jakby nie istniał...

co się dzieje z czasem? Gdzie zakręca, gdzie bierze skróty, gdzie gna?


Ale co tam maj, czerwiec i lipiec. Patrzę w kalendarz i już widzę, że do połowy października dni typu JA i JA/ JA i ON będzie mało, malutko...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Czas...

upycham kolejne zobowiązania, rzeczy do załatwienia, osoby do spotkania. Łapię minuty, siadam na chwilkę i lecę dalej. Brakuje mi dnia dla siebie, tych kilku chwil (nie liczyć tych w komunikacji miejskiej) na pomyślenie, popatrzenie się w książkę, na długą kąpiel, na zrobienie sobie paznokci, na zamknięcie oczu i pomarzenie i poukładanie sobie w głowie.

Na razie udało mi się poukładać świat dookoła - poukładałam na półkach.

Oby do wakacji...hahahah wakacji...

wtorek, 2 sierpnia 2011

Rozdrażnienie

Coś mało u mnie ostatnio pozytywnych emocji. Rozdrażnienie, brak równowagi, trudno, czas, brak pojęcia...tak się prezentują tytułu postów.

To nie tak, że nie dzieją się dobre rzeczy - dzieją się. Twarz się uśmiecha, serce się cieszy. Za nami bezpieczna podróż, spokojne dni, przed nami planowanie i planowanie i kolejna podróż. Tak, to wszystko się dzieje i to wszystko rozjaśnia moje dni. I dobrze.

A rozdrażnienie, skąd to rozdrażnienie. A z prozaicznego powodu/ów.

Dziś rano w autobusie dwie okrągłe Panie o mało co nie stratowały mnie przy wejściu, łokciami torując sobie miejsce do siedzenia. OK, każdy jest zmęczony, każdemu się zdarza. Nie ma się co oszukiwać - mi też.

Dziś rano w tramwaju ludzie stali z mokrymi parasolkami, hitem były czarne i różowe kalosze. Trampki na nogach, szale wokół szyi, kurtki przeciwdeszczowe i żeglarskie. Wszyscy mokną, chociaż zapowiadali słońce.

W mojej szafie na górnej półce leżą letnie rzeczy. Leżą tam bo przed weekendem majowym nie zdążyłam ich wyjąć a potem nie było już po co. Leżą i leżeć pewnie będą jeszcze przez rok (chyba, że część wyjmę na zagraniczne wakacje).

Nie narzekałam jeszcze w tym roku na upały i jest to powodem mojej największej irytacji!!



P.S.

Przeczytałam dziś w zaległych Wysokich Obcasach wywiad z Olgą Lipińską. Bardzo mi się Olga Lipińska spodobała. Sposób patrzenia na Polskę (szczególnie w miesiącu Powstania Warszawskiego) i sposób w jaki widzi samą siebie. Mówi o sobie jako o osobie bardzo niepewnej, nieśmiałej, pozbawionej wiary w siebie. Czytam o jej objawach i czuję, że to trochę o mnie.

Ci co mnie znają nie powiedzą nieśmiała i zahukana, a jednak w środku często czuję się właśnie tak. Mam takie dni, gdy przejście przez restauracyjną salę jest przyczyną niemalże paniki, wyjście wieczorne i przebieranie się kilka razy jest wyrazem braku pewności ciebie. Gdy tak stoję przed szafą z lustrem oczami wyobraźni porównuję się do kobiet, które spotkam - szczupłych, pięknych, mądrych, ciekawie ubranych. Stoję przed lustrem i nie dość, że myślę sobie - brzydka, to jeszcze dodaję głupia. A za tym idą wyrzuty - trzeba było się uczyć, więcej czytać, uprawiać sport itd. Myśli niezależne od mojej woli przepływają mi przez głowę.

A najgorsza jest myśl, że Ci co mnie znają, szanują i lubią któregoś pięknego dnia ockną się i zobaczą jaka naprawdę jestem. Leniwa, średni mądra i średnio wykształcona. Taka jak osoba, którą widzę w lustrze.

Straszne są to momenty, nie tylko dla mnie ale i dla najbliższych. Którzy ze spokojem i stanowczością reagują na moje zachowania. Przykro mi i głupio, że prezentuje się im z jak najgorszej (rozhisteryzowanej, głupiutkiej, zapatrzonej w siebie) strony.

Bo przecież wiem co umiem, wiem (mniej więcej) jaka jestem i co sobą reprezentuję.

Na szczęście zawsze po tych momentach przychodzi chwila, gdy wszystko co złe w mojej głowie mija. Powracają zdrowe proporcje, równowaga pomiędzy zaletami i wadami zostaje przywrócona a ja ze spokojem zakładam na siebie ciuchy, bo wiem, że Ci co mnie znają to i tak wiedzą swoje :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Równowaga

Nie mogę się ogarnąć i balansuję pomiędzy dwoma stanami...

Radością i błogością a rozdrażnieniem, złością i smutkiem...

Weekend, dobrzy ludzie i uśmiechnięte twarze - bliskość i miłość. A na drugim końcu wiadomości od najukochańszych,newsy z zagranicy, wichury i pozmiatane z ziemi domy, przemoc i obojętność wobec zwierząt, brak wpływu na technikę, która nawala w najmniej oczekiwanym momencie....czuję irracjonalny lęk, że to wszystko jest tak naprawdę gdzieś za rogiem.

Mam świadomość i wiem, że "inni mają jeszcze gorzej", że to turbulencje takie jak wszędzie, że to tylko silniejsze zawirowania i że lada dzień, może za kilka godzin odzyskam równowagę. Wiem to, natomiast w tej chwili chciałabym przed światem schować się w kokonie, odzyskać wiarę w to, że na świecie są dobrzy i mili ludzie, którzy nie życzą innym źle, szanują, są uważni na innych, podchodzą z delikatnością do ludzi i zwierząt...

środa, 13 lipca 2011

tak trudno...

tak trudno powiedzieć innym głośno CHCĘ! tak trudno jest to chcę zrealizować. Złapać szczęście i życie we własne ręce, podjąć decyzję albo dać się porwać uczuciu i MIEĆ, BYĆ, TWORZYĆ...

tak trudno..

szczególnie i gdy ON CHCE i gdy świat dookoła chce...

Cóż z tego jeśli strach, obawa, niepewność, cóż z tego, że wszystko rozbija się o organizację i administrację.

Piszę nie składnie - cóż, można pisać nieskładnie, gdy w kącikach kręcą się łzy, gdy gardło ściska i gdy po głowie kołoca się uczucia pomiędzy radością, zazdrości, rozczuleniem i ulgą...

Ale co tam pewnego dnia administracja i organizacja się poukładają, pewnego dnia będzie tak jak być należy i wtedy świat się dowie, że CHCEMY!...a wtedy, wtedy weźmiemy się do pracy :)

poniedziałek, 9 maja 2011

Czas...

gna...a ja z tego pociągu nie wysiadam!

Kolejna przesiadka, bilet, hotel, kolejny pociąg...oby do wakacji :)

środa, 26 stycznia 2011

Nie pojmuję...

Ostatnio za często mówię "Żegnaj", za często pojawia się smutek i czarny kolor. Wiem, ze to element życia i że jesteśmy tu tylko na chwilę. Jednak, dlaczego niektórzy na tak krótką? Nie pojmuję, nie rozumiem i nie do końca wiem jak sobie z tym poradzić.
Szczególnie, że te odejścia taki nietypowe, takie niepokojące, tak nie na miejscu...

czwartek, 20 stycznia 2011

Są rzeczy których, nigdy nigdzie nie napisze...

...tak bardzo bym chciała aby plany, marzenia, nadzieje....

dlatego, nigdzie pod żadnym warunkiem!

niedziela, 16 stycznia 2011

Dziwne stany świadomości..

zasypianie na kanapie, przysypianie w autobusie. Zmęczenie, przemęczenie z którego nie będę się wykręcać pogodą...zmęczenie ma swoje źródło w pędzie, w zamieszaniu, w tym, że nie mam kiedy odpocząć. W tym, że wzięłam na siebie pewien Słodko-Gorzki Obowiązek, który skutecznie odebrał mi po godzinie z poranka i popołudnio-wieczoru (który i tak jest krótki).

Słodko-Gorzki Obowiązek, niedługo, za jakiś czas, jak tylko popracuję będzie już tylko Słodkim Obowiązkiem bez krzty goryczy. Będzie dawał odprężenie i radość, zapewni ruch i czas na uczesanie myśli nieuczesanych. Tymczasem...tymczasem, łapie ostatnie godziny weekendu, cieszę się Nim i Słodkim Obowiązkiem...

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Ewolucja vs Rewolucja

Czas na zmiany, czas na nowy rok :) czyli lista postanowień.....ciekawe czy zrealizuję czy raczej zapomnę i wymyślę masę powodów by ich nie zrobić....

Na razie będzie tak:
  • Jeść to co lubię i to co sprawia mi przyjemność i to sprawia, że ciesze się życiem - czyli jeść kolorowo, domowo, zdrowo i w ilościach pozwalających na deser :)
  • Mieć czas i ten czas wykorzystywać jak najlepiej. Co powoduje - zmniejszenie dupogodzin na kanapie, oczowypatrywania bezsensu w internecie. Zwiększenie - spacerowania, biegania, spotykania, czytania, gotowania, sprzątania, może malowania a na pewno fotografowania
  • Dokończyć - prawo jazdy, PMI czytać, kuchnię.
  • Zacząć - siłownię, konwersacje po angielsku i filmy po angielsku, może sypialnię
  • Kontynuować - gotowanie, przygotowywanie z pasją do pracy, fotografowanie, czytanie, spotykanie, kochanie
  • Być taka jakiej pragną mnie inni i cały czas taka jaką lubię siebie samą. Znaczy się pogodzić wyobrażenia innych z moim własnym obrazem :)
  • Kochać i być kochana
  • Mieć czas dla tych co są ważni
  • Poszukiwać i przytrzymywać nowych ważnych z pasją ludzi wokół mnie.
  • Rozwijać się patrząc na innych :)
  • Mieć pasję, radość i "najładniejszy uśmiech na imprezie*"
  • Uśmiechać się do innych, co nie jest trudne bo to lubię i cieszy mnie
  • Wchodzić w skórę innych i starać się zrozumieć
  • Szanować siebie, swój czas, swoje zdanie, swoją osobę
  • Sprzątać w domu i być w tym sprzątaniu (utrzymywaniu porządku) jak moja mama :*
Nie lubię rewolucji, lubię zmianę, pracę i przemyślenie. Niech się więc tworzy, dzieje i rozwija...a ja będę miała na to oko i trzymać będę ster :)



* najładniejszy uśmiech na imprezie mam gdy się czuję dobrze a świat należy do mnie (chociaż w tej drobnej chwili)