sobota, 31 października 2009

Zasypiam na kanapie...

tylko po to by byc w tym samym pokoju co ON.....słodkich snów..

czwartek, 29 października 2009

Tak to właśnie ja...

znowu to odkryłam. Moje doświadczenie zawodowe jest nijakie....w związku z tym nikt mnie nie chce. Cóż bywa....


A i jak zmusić się do rozwoju własnych umiejętności sprzedażowych....?

wtorek, 27 października 2009

Słońce...

rano obudziło mnie słońce i mętlik w głowie. Dziwny stan świadomości. Pomieszanie ulgi i niepokoju...
Wstałam, zjadłam to co przywiozłam od rodziców z kromką chleba domowej roboty.

Powarczałam na ukochanego, wyprawiłam go do pracy, zaległam, wstałam i wzięłam się za porządki.
Zaczęłam od okna w kuchni - lubię myć okna, widzieć jak znika brud i znowu można patrzeć na świat wyraźnie...
Wymiotłam brud z zakamarków rzadko odwiedzanych, wyczyściłam i przetarłam szmatką kąty prawie niedostępne. Wytrzepałam kocyki, dywaniki i wycieraczki. Pościel wyniosłam na balkon by wywiało z niej złe sny i złe emocje i zrobiło miejsce na nowe. Aby się zasypiało nam z głową na świeżej i pachnącej poduszce i śniło inspirujące sny.

Teraz tylko odkurzyć, zmyć podłogę, wytrzeć kurze, zrobić obiad i wywietrzyć mieszkanie.

Rozpoczęłam proces wyrzucania złego i robienia miejsca na dobre.

Wczoraj podobno był najgorszy dzień w roku i ja się zgadzam! A dziś mam nadzieje, że będzie lepiej...ale na to lepiej należy zapracować!

Więc!

Dupa z kanapy, książka do ręki, pisać dokumenty, szukać klientów!!! Ruszać 4ry litery!!! Bo kto do cholery zrobi to za Ciebie (za mnie)...nikt!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 26 października 2009

......

nie wiem jak dają sobie rade w skandynawi, ale ja już nie daję rady. Chcę słońca, potrzebuję zobaczyć coś więcej niż zachlapane ulice i stalowo-białe niebo.

Żyję na wkurwie i nicnierobieniu. Pracodawcy spokojnie odpoczywają a ja się opierdalam. Humor gorzej niż wisiejczy.
K...
K....
K.....

czwartek, 8 października 2009

Nie tak..Nie tak...

jesienne zabawy za oknem...

Uwielbiam krzyki dzieci, odgłosy zabawy, ich radosny i zaraźliwy śmiech...Kurcze fajnie im, jeszcze przedszkolaki, które mówią - jesce, kololem i sukas....w chowanego się bawią :)

Dziś jest we mnie trochę więcej optymizmu....trochę więcej ciepła.

środa, 7 października 2009

Co by było gdyby...

co by było gdybym kiedyś nie podjęła pewnych decyzji, nie zrobiła pewnych rzeczy bądź je zrobiła, nie poznała bądź poznała ludzi...?
Gdzie bym teraz była i co robiła, z kim i dla kogo?

Patrzę się na zdjęcia znajomych, przyglądam się temu co robią i jakich wyborów dokonują i czasami zazdroszczę. Sobie wymawiam, że byłam zbyt leniwa, niesystematyczna, głupia. Zazdroszczę im a siebie nie lubię. Kiedy indziej patrze się na nich i na siebie i dochodzę do wniosku, że jestem wielką szczęściarą, że mogę być tu gdzie jestem....

Boję się tylko zajrzeć do mojego pamiętnika sprzed 3, 5 czy 8 lat. Zobaczę tam moje marzenia i nadzieje, przeczytam jaką miałam wizję siebie, co oznaczało dla mnie być szczęśliwą i jakie miałam w stosunku do siebie wymagania.

Czy jeszcze kiedyś uda mi się nadrobić stracony czas, czy dam rade zrobić to czego wcześniej nie zrobiłam? Czy podróże w które nie wyruszyłam są jeszcze możliwe, czy ludzie których nie miałam okazji poznać staną jeszcze na mojej drodze? Czy wiedza, która mi umknęła czeka gdzieś na mnie?

Nie lubię tych myśli, pojawiają się samoistnie, nie mogę ich odpędzić chociaż staram się z wszelkich sił, same mijaj.

W takie dni jak dzisiaj przed oczami mam sytuację z 2002 roku, kiedy to obiecałam sobie podróż i życie jakiego teraz nie prowadzę, kiedy w moim życiu był człowiek, który inspirował mnie i zarażał niepokojem....dziś go nie ma, dziś mam innego człowieka przy sobie, który inspiruje mnie i stawia na nogi - i bardzo dobrze, że on a nie kto inny jest.

Jednego czego żałuję, to tego, że nie miałam tej swojej wielkiej podróży.

Mam tendencje do chowania się w przeszłości, do tulenia jej do siebie, do wspomnień i żalu, że to co było minęło. Powracam do czasów gdy wszystko było swobodne i beztroskę, do momentów gdy podejmowałam decyzję i teraz nie jestem ich pewna...To moja słabość, to coś co jak kornik mnie zjada od środka...dlatego w takich chwilach podpieram się tekstem...

Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil , tych na które czekamy


i jakkolwiek nie byłoby to żałosne i kiczowate tekst ten stawia mnie na nogi a widok młodego Marka Grechuty poprawia humor...



poniedziałek, 5 października 2009

W tej właśnie chwili...

wietrzę mieszkanie i moczę ryż na sushi - będzie nocna wyżerka. Piszę i marzną mi palce, które przed chwilą wymoczyłam płucząc ryż.

W brzuszku czuję dodatkowo zimne lody jogurtowe - muszę zrobić miejsce na mrożoną wodę (nie, nie na lód a do picie - znam takowych co uważają, że strukturyzowanie wody pomaga na zdrowie...mrożę wodę). Aby znalazło się na nią miejsce koniecznie trzeba wyjąć to co w niej zalega. A zalega mrożony jogurt z jagodami (lody jogurtowe).

Tak więc w oczekiwaniu na sushi, w wszechogarniającym zapachu pieczonego łososia w glazurze z sosu sojowego i Mirim, z jagodowym smakiem na języku marznę...

Palce coraz zimniejsze, coraz mniej sprawne...zamknę okno, albo jeszcze chwilę poczekam ;)

czwartek, 1 października 2009

Czasami...

czasami, chce się pobić i nakrzyczeć na najbliższą osobę. Walnąć ją w twarz i nadepnąć na odcisk.
Czasami z każdego z nas wychodzi coś okropnego.