Wieczorem na spacerze na chodnikach i na alejkach dywan z liści - żółtych, zielonkowatych, czerwonych...wczoraj spadła ich większość. Jeszcze w piątek za oknami złoto i brązowo, dziś tylko brązowe gałęzie drzew i zimno i mglisto.
Dobrze, jest listopad, dobrze moje myśli są niespokojne, dobrze bo to jak jest za oknem odpowiada temu co kołacze się mi po głowie. Potrzebuję tego miesiąca, gdy zimno, plucha, szaro i brunatno. Potrzebuję by pomyśleć i poukładać sobie w głowie. Do nadrobienia mam kurs dorosłości i odpowiedzialności, spoglądając wstecz widzę że nie uzbierałam przez lata pracy wystarczającego kapitału - i materialnego i intelektualnego. Zgubiłam się gdzieś w pewności siebie i optymistycznym patrzeniu na świat.
Dobrze jednak, że przyszedł ten moment - mogę nadrobić (po raz 2 w przeciągu dwóch lat).
Grzeję się w cieple moich bliskich, dodajemy sobie otuchy, walczymy o siebie. A ja czytam w internecie smutne i pełne nadziei historie...potrzebuję myśleć i potrzebuję czuć.
Listopad - czas porządków.
środa, 2 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz