trochę strachu, trochę mdłości, sporo modlitw...ale miną, jak to turbulencje. Możliwe, że wylądujemy twardo, może bez podwozia, ale wylądujemy. Bagaże się znajdą albo pogubią...nie wiem. Wiem, że przeżyjemy trzymając się za rękę i wiedząc, że będzie dobrze...a potem, potem zaczniemy planować znowu.
Życie!
wtorek, 15 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz