wtorek, 3 listopada 2009

liście opadły

i teraz latają pod nogami, unoszone wiatrem biją po łydkach i ocierają się o twarz.

Nie było mnie u dziadków, babć, bliższych i dalszych w tym roku. Nie było mnie na grobach, nie było mnie wśród rodziny w ciągu tych kilku godzin.
Byłam w domu i byłam z tymi co żyją i żyć mają jeszcze długo, długo i szczęśliwie. To oni potrzebowali tego dnia mojej obecności. Tych których już nie ma mam w pamięci, sercu, wieczornej rozmowie....

Lubię to święto, lubię ten listopadowy dzień. Nie ważne czy pada, czy jest słońce. Lubię pójść na groby tych których już nie ma. Puścić oczko, powiedzieć cześć, uśmiechnąć się i powspominać. To święto nie jest dla mnie smutne, ono jest dla mnie ciepłe, rodzinne, chociaż może słone przez łzy, które czasami lecą.

Wiem, że tam na górze są Ci za którymi tęsknie, których momentami zapominam, których obraz w głowie się zaciera i których wrażenie emocje i uczucia mam ciągle w głowie.
Zapominam jacy byli, pamiętam i czuję kim byli.

Kurcze :D strasznie fajni ludzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz